niedziela, 13 lipca 2014

Nadwaga i dieta



Nie chodzi o to, żeby dziewczyny z rozmiarem 40 lub 42 się odchudzały, ale też by te, które mają 44 lub 46 nie zaniedbywały siebie.
Dwa tygodnie jemy samo białko, potem przez tydzień dodajemy węglowodany, a potem znowu tylko białko. Albo przez cały tydzień, na każdy posiłek gotujemy sobie zupę na bazie kapusty i cebuli. Możemy też spróbować jeść głodowe porcje ściśle określonych dań przez 14 dni, a potem znowu z czystym sumieniem wrócić do starych posiłków. Możemy też przez dwa dni nie jeść nic tylko pić sok z grejfrutów. A jeśli to wszystko nie pomoże, to zawsze pozostają suplementy za ciężkie pieniądze, które jemy zamiast posiłków.

Wiecie o czym piszę? Dukana, kapuściana, kopenhaska, oczyszczająca lub Cambridge. DIETA. Która z nas jakiejś nie próbowała? Chociaż raz!

Kochamy diety, stosujemy, męczymy się, potem waga wraca. A czasem nie. Komuś się uda, a komuś tylko w połowie, ale na długo. Historie są różne. Poradników, jak zdrowo jeść trawę i mieć mięśnie jak Mr. T, jest cała masa, a teraz jeszcze większym źródłem “wiedzy” jest pełen nieograniczonych zasobów internet. W tym samym czasie rośnie tendencja do wybaczania sobie nadwagi, usprawiedliwianie otyłości i dawanie sobie przyzwolenia na nieograniczone jedzenie słodyczy i żywności wysokoprzetworzonej.

Ostatnio rozmawiałam ze znajomymi o wkurzających reklamach. Mój typ jest absolutnie jeden: przekąski serwowane między posiłkami. No nie! To ja się gimnastykuję, żeby dzieci nauczyć jedzenia konkretnych posiłków bez podjadania, a oni mnie torpedują z telewizora najlepszym, nafaszerowanym cukrem, przetworzonym czymś, co kanapkę przypomina tylko z ułożenia warstw?! No przepraszam! Mówię stanowcze NIE publicznemu przyzwoleniu na niezdrowe podjadanie! Bo jeśli na paczce papierosów jest wielkie ostrzeżenie “Nie pal, bo będziesz miał czarne płuca” to dlaczego na paczce słodyczy (zwłaszcza “dla dzieci”) nie widnieje wyraźny napis “Nie żryj, bo Twoje serce będzie tłuściutkie i różowiutkie jak świnka”?

No i moda XXL. Fakt, jest to luka na rynku, bo sama chodzę w rozmiarze 46 lub XXL, ciężko znaleźć coś ciekawego i ładnie leżącego na osobach z nadwagą, niemniej mam wrażenie, że coraz popularniejsze pokazy tego typu wzmacniają modę na bycie grubym! Już nie fit, tylko big? Z mojej perspektywy - osoby, która ma zdecydowanie problemy z nadwagą, od lat podejmującej diety (chociaż dopiero od roku mogę powiedzieć, że robię to z głową, a mianowicie w konsultacji z dietetykiem), moda XXL, stawanie w skrajnej kontrze wobec osób przesadnie szczupłych, jest szkodliwe co najmniej na równi z propagowaniem wychudzonego wzorca kobiecej sylwetki.

A propos mody, z jednej strony mówi się, że wielkiego formatu pokazują “wieszaki”, z drugiej strony są organizowane “pokazy XXL”. Gdzie wobec tego umiejscowić reklamę jednej z sieciówek, w której kostium kąpielowy prezentuje “modelka o obfitych kształtach”. W mojej ocenie owa “modelka o obfitych kształtach” nosi rozmiar max 42, czyli można założyć, że jest to osoba o odpowiedniej masie do swojego wzrostu. Poza tym, no cóż: na grubą po prostu nie wyglądała. Jednocześnie jednak samo hasło zapala już zieloną lampkę tym, którzy mają nadwagę: patrz! ona na plakat trafiła! to ja też mogę i nie muszę się już odchudzać!

A to błąd. Nie chodzi o to, żeby dziewczyny z rozmiarem 40 lub 42 się odchudzały, ale żeby te, które mają 44 lub 46 nie zaniedbywały siebie w imię przekazów mediów i kultury popularnej! Podobnie, by dziewczyny z rozmiarem 36 nie brały przykładu z wychudzonych modelek wybiegów całego świata.

Reasumując: nie! drakońskim i niemądrym dietom! Tylko racjonalne jedzenie i pomoc specjalistów! Tak! Uniwersalnej modzie dla wszystkich rozmiarów! Nie! Propagowaniu w mediach wizerunków chudzielców i grubasów! Złotego środka jak dotąd nie ma, ale może warto go poszukać?


Katarzyna Ugorowska

zdjęcie: Mike Licht, NotionsCapital.com / Foter / Creative Commons Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0)

0 komentarze:

Prześlij komentarz