czwartek, 5 czerwca 2014

Bziuuum, jedzie matka wariatka


Matka wariatka, na ostatnią chwilę i na czerwonym... i pasem dla autobusów. Może tylko duże miasta tak na nas działają?
W wiecznym niedoczasie i pośpiechu w drodze do pracy lub po pracy, wioząc dzieci na zajęcia lub z zajęć. Niespecjalnie patrząc na boki i hamując ostro przed światłami i przejściem dla pieszych. Oby! Bo z zatrzymywaniem się przed przejściem różnie bywa, czasem matka nie zauważy, że ktoś czeka na chodniku. Nie, nie czasami, z reguły nie zauważa. Bo się śpieszy, bo dzieci jęczą, bo szef ochrzani, bo spotkanie.
Nie przebiera matka w słowach, niecenzuralne też czasem lecą, a jakże, dzieci to nie do Was, to ten taki i owaki jedzie jak... Korek! Noż cholerne miasto, nienawidzę go, oszaleć można, zwariuję, zwariuję, i czego jęczysz, co ci poradzę, że w takim durnym mieście mieszkamy. Znowu nie ma, gdzie parkować, gdzie się pcha, baran jeden, rusz się, no!

Poziom stresu się podnosi, ciśnienie skacze na samą myśl o tym, że trzeba wsiąść do samochodu. Tak prawie codziennie, a jeśli trafi się wredna zima albo deszczowa wiosna jeszcze większy szlag matkę trafia.

Która jest bez winy, niech pierwsza rzuci kamieniem... nie rzucam, bo zdarzało mi się jechać jak wariatce. W strugach deszczu i na ostatnią chwilę, bo trzeba było wrócić po zapomnianą pracę domową. Oj, zdarzało się. Dlatego czekam zawsze z utęsknieniem na ciepłe dni, żeby przesiąść się na rower. W tym roku niestety pogoda nas nie rozpieszcza, więc znowu ciśnienie się podnosi, bziuuuum jedzie matka w strugach deszczu...

Może to tylko duże miasta tak na ludzi działają? Może w mniejszych miejscowościach lub na wsi jest inaczej? Może są miasta, w których komunikacja miejska tak dobrze działa, że nie opłaca się jechać samochodem? Może, może... a gdyby ciocia miała wąsy, to by była wujkiem.

Aneta Bilko

0 komentarze:

Prześlij komentarz