Powinna być
szczęśliwa, ma wszystko, w co się ubrać i co jeść. O co jej
jeszcze chodzi? Dziwna jakaś.
Urodziła się,
chociaż....
Żyła, pomimo że...
Kochała mimo
wszystko...
Wierzyła wbrew...
Bo tak.
Dziunia. Nie do końca
zwyczajna już od chwili narodzin, ba, od chwili poczęcia. Inna niż
wszyscy. W zależności od punktu widzenia oryginalna i interesująca
(czytelnik) lub dziwaczna i głupia (rodzice, koledzy, sąsiedzi).
Czy to z racji
poczęcia się w igłach i mrówkach, czy poprzez swój nazbyt
ekstrawagancki sposób przyjścia na świat, a może o t t a k, b o t a k, Dziunia miała skłonność do popadania w kłopoty. (s.
10)
W zasadzie jest to
opowieść o dorastaniu dziecka w czasach nie tak znowu odległych –
latach 60. i 70. dwudziestego wieku. Dawno czy niedawno to rzecz
względna. Bo niby czasy inne, ale ciągle jakieś podobne.
- Czemu to dziicko jest takie dziwaczne? - Wzdychała Pani. A Dziunia (dziwaczne dziicko) nie umiała na to pytanie odpowiedzieć. Ani wtedy, ani później. Dorośli też nie potrafili. Ani wtedy. Ani później. (s. 24)
- Czemu to dziicko jest takie dziwaczne? - Wzdychała Pani. A Dziunia (dziwaczne dziicko) nie umiała na to pytanie odpowiedzieć. Ani wtedy, ani później. Dorośli też nie potrafili. Ani wtedy. Ani później. (s. 24)
Jakże chciałoby się
zepchnąć to wszystko w przeszłość, zamknąć drzwi i powiedzieć:
było, minęło. Dzisiaj jest inaczej, za komuny tak było, dzisiaj
już nie. Dzisiaj rodzice są światli, ludzie świadomi praw i
obowiązków decydują się na wspólne życie, żadne tam igły, las
i nastolatki. Dzieci rodzą się chciane, a jeśli zdarzą się
nieplanowane, to są kochane i wychowywane. Tyle się mówi przecież
o świadomym rodzicielstwie, macierzyństwie, tacierzyństwie... Nie
ma pijaków, są alkoholicy, którzy się leczą, bo są świadomi. I
tak dalej... pedofilów też nie ma...
Trudne tematy, prawda?
Całą książkę czyta się w oczekiwaniu na te najtrudniejsze
momenty w życiu Dziuni, zapowiadanych przez narratora jakby
mimochodem, w nawiasach, sygnalizując, że coś, kiedyś, pewnego
dnia się wydarzy. I kiedy się wydarza, ciarki chodzą nam po
plecach, serce zamarza. Na moment. Bo potem okazuje się, że to
wszystko jest codzienność. A codzienność trzeba przeżyć i
już, bez wydziwiania i histerii. Dlatego Dziunia nie histeryzuje
(prawie wcale, bardzo mało jak na to, co ją spotyka). Wręcz
przeciwnie: milczy albo się chowa. Zaciska zęby. Zwłaszcza gdy
słyszy ulubioną mantrę rodziców: to dla twojego dobra. Jeszcze
nam podziękujesz. W imię „twojego dobra” rodzice potrafią
wyrządzić dziecku niejedną krzywdę. Oj, niejedną.
W dodatku takie
niewdzięczne to dziecko, nie pasuje nigdzie, nie potrafi się
przystosować, nic tylko wstyd przynosi:
Pierwszy wstyd
przyiosła Mamie, zagnieżdżając się podstępem w jej brzuchu.
Później wprawiła wszystkich w zamieszanie sposobem, w jaki się
urodziła. A następnie... Sami wiecie, im dalej, tym gorzej. Cóż,
ludzie widać byli wstydliwi w tamtych czasach. Wrażliwi jak mimozy.
Oj, ojej, cóż za okropny wstyd. (s.
219)
Lecz Dziunia jest
dzielna, walczy, stara się, postanawia być jak najlepszym
człowiekiem wbrew wszystkiemu co dookoła niej się dzieje. I wierzy
w Prezesa. Wiarą namacalną, prawdziwą, z głębi serca. Może to
pomaga? Pozwala jej przetrwać? I dodatkowo to, że kilka osób na
świecie ją jednak kocha?
Nie planowała
samobójstwa, ponieważ w tamtych czasach Dziunia traktowała Prezesa
bardzo serio (…) Przejmowała się tym, że tak trudno sprostać
oczekiwaniom Prezesa, nawet całkiem podstawowym, zawartym w
dziesięciorgu przykazaniach. s. 138
Zaraz, zaraz. Miało
być przecież śmiesznie. Wszak zdanie na okładce głosi: Co jej
nie zabiło, to ją rozśmieszyło. No
i niby jest tak trochę śmiesznie, bo perypetie Dziuni są opisane
lekko, z ironią, nowoczesnym językiem nieprzystającym do czasów
gomułkowsko – gierkowskich (Dziunia bywała bardzo
zmęczona. Przegrzewały jej się łącza i nie mogła się
zresetować. A skoro nie mogła się zresetować, to może powinna
się zdeletować [s. 218]) . Ale
to taki śmiech przez łzy. Chociaż nie, nie płakałam czytając tę
książkę... to raczej śmiech przez zgrozę.
Bo
w końcu to wszystko dla jej dobra, powinna być
szczęśliwa, gdyby łaskawie zauważyła, ze powinna być szczęśliwa
(s. 144)
Ta książka jest tak
zwaną życiówą. Nie czytasz jej po to, by odpocząć i poudawać,
że problemy nie istnieją. Czytasz po to, by nie zapomnieć o ich
istnieniu, powspominać to i owo (oby jak najmniej!), pozbyć się
złudzeń, jeśli je masz.
Aneta Bilko
Anna M. Nowakowska,
Dziunia, Wydawnictwo W. A.
B., Warszawa 2013.
0 komentarze:
Prześlij komentarz