czwartek, 3 kwietnia 2014

Książka o codzienności i o życiu. Zwyczajnym.


Powinna być szczęśliwa, ma wszystko, w co się ubrać i co jeść. O co jej jeszcze chodzi? Dziwna jakaś.

Urodziła się, chociaż....
Żyła, pomimo że...
Kochała mimo wszystko...
Wierzyła wbrew...
Bo tak.

Dziunia. Nie do końca zwyczajna już od chwili narodzin, ba, od chwili poczęcia. Inna niż wszyscy. W zależności od punktu widzenia oryginalna i interesująca (czytelnik) lub dziwaczna i głupia (rodzice, koledzy, sąsiedzi).

Czy to z racji poczęcia się w igłach i mrówkach, czy poprzez swój nazbyt ekstrawagancki sposób przyjścia na świat, a może o t   t a k,  b o   t a k, Dziunia miała skłonność do popadania w kłopoty. (s. 10)

W zasadzie jest to opowieść o dorastaniu dziecka w czasach nie tak znowu odległych – latach 60. i 70. dwudziestego wieku. Dawno czy niedawno to rzecz względna. Bo niby czasy inne, ale ciągle jakieś podobne.

- Czemu to dziicko jest takie dziwaczne? - Wzdychała Pani. A Dziunia (dziwaczne dziicko) nie umiała na to pytanie odpowiedzieć. Ani wtedy, ani później. Dorośli też nie potrafili. Ani wtedy. Ani później. (s. 24)

Jakże chciałoby się zepchnąć to wszystko w przeszłość, zamknąć drzwi i powiedzieć: było, minęło. Dzisiaj jest inaczej, za komuny tak było, dzisiaj już nie. Dzisiaj rodzice są światli, ludzie świadomi praw i obowiązków decydują się na wspólne życie, żadne tam igły, las i nastolatki. Dzieci rodzą się chciane, a jeśli zdarzą się nieplanowane, to są kochane i wychowywane. Tyle się mówi przecież o świadomym rodzicielstwie, macierzyństwie, tacierzyństwie... Nie ma pijaków, są alkoholicy, którzy się leczą, bo są świadomi. I tak dalej... pedofilów też nie ma...

Trudne tematy, prawda? Całą książkę czyta się w oczekiwaniu na te najtrudniejsze momenty w życiu Dziuni, zapowiadanych przez narratora jakby mimochodem, w nawiasach, sygnalizując, że coś, kiedyś, pewnego dnia się wydarzy. I kiedy się wydarza, ciarki chodzą nam po plecach, serce zamarza. Na moment. Bo potem okazuje się, że to wszystko jest codzienność. A codzienność trzeba przeżyć i już, bez wydziwiania i histerii. Dlatego Dziunia nie histeryzuje (prawie wcale, bardzo mało jak na to, co ją spotyka). Wręcz przeciwnie: milczy albo się chowa. Zaciska zęby. Zwłaszcza gdy słyszy ulubioną mantrę rodziców: to dla twojego dobra. Jeszcze nam podziękujesz. W imię „twojego dobra” rodzice potrafią wyrządzić dziecku niejedną krzywdę. Oj, niejedną.
W dodatku takie niewdzięczne to dziecko, nie pasuje nigdzie, nie potrafi się przystosować, nic tylko wstyd przynosi:
Pierwszy wstyd przyiosła Mamie, zagnieżdżając się podstępem w jej brzuchu. Później wprawiła wszystkich w zamieszanie sposobem, w jaki się urodziła. A następnie... Sami wiecie, im dalej, tym gorzej. Cóż, ludzie widać byli wstydliwi w tamtych czasach. Wrażliwi jak mimozy. Oj, ojej, cóż za okropny wstyd. (s. 219)

Lecz Dziunia jest dzielna, walczy, stara się, postanawia być jak najlepszym człowiekiem wbrew wszystkiemu co dookoła niej się dzieje. I wierzy w Prezesa. Wiarą namacalną, prawdziwą, z głębi serca. Może to pomaga? Pozwala jej przetrwać? I dodatkowo to, że kilka osób na świecie ją jednak kocha?
Nie planowała samobójstwa, ponieważ w tamtych czasach Dziunia traktowała Prezesa bardzo serio (…) Przejmowała się tym, że tak trudno sprostać oczekiwaniom Prezesa, nawet całkiem podstawowym, zawartym w dziesięciorgu przykazaniach. s. 138

Zaraz, zaraz. Miało być przecież śmiesznie. Wszak zdanie na okładce głosi: Co jej nie zabiło, to ją rozśmieszyło. No i niby jest tak trochę śmiesznie, bo perypetie Dziuni są opisane lekko, z ironią, nowoczesnym językiem nieprzystającym do czasów gomułkowsko – gierkowskich (Dziunia bywała bardzo zmęczona. Przegrzewały jej się łącza i nie mogła się zresetować. A skoro nie mogła się zresetować, to może powinna się zdeletować [s. 218]) . Ale to taki śmiech przez łzy. Chociaż nie, nie płakałam czytając tę książkę... to raczej śmiech przez zgrozę.
Bo w końcu to wszystko dla jej dobra, powinna być szczęśliwa, gdyby łaskawie zauważyła, ze powinna być szczęśliwa (s. 144)

Ta książka jest tak zwaną życiówą. Nie czytasz jej po to, by odpocząć i poudawać, że problemy nie istnieją. Czytasz po to, by nie zapomnieć o ich istnieniu, powspominać to i owo (oby jak najmniej!), pozbyć się złudzeń, jeśli je masz.


Aneta Bilko

Anna M. Nowakowska, Dziunia, Wydawnictwo W. A. B., Warszawa 2013.


0 komentarze:

Prześlij komentarz