środa, 22 kwietnia 2015

Codzienny nieporadnik


Skończyły się czasy, gdy kobieta wracała z pracy obładowana torbami i z progu biegła do kuchni szykować obiadek dla Pana Domu. Dziś biegamy na fitness, zumbę i na spotkanie z przyjaciółką.

A jak to robimy? Ja mam swoje sposoby. Chcecie, to zdradzę wam jak oszczędzać czas i kasę, jak dużo zrobić i się jakoś szczególnie nie narobić.

Jako istota wielowymiarowa i złożona mam wiele ról do wypełnienia: jestem kobietą, matką, żoną, pracownikiem, mam obowiązki, ale też mam PMSa, potrzeby i czasem kiepski humor. No i wtedy mam ochotę krzyknąć: dość! Dlatego też, dla dobra ogólnego, szukam wytchnienia, natchnienia i odpoczynku. Szanuję swój czas i naginam go do swoich potrzeb.

Co z tą kasą? Że kryzys jest, każdy widzi i czuje. Jak przetrwać i sobie poradzić? Jak poczuć się dobrze i zaoszczędzić trochę prądu, czasu (tak, tak, czas to pieniądz) i energii?
Wstaję późno, więc oszczędzam światło: wstają tacy o 5.00 i się dziwią, że rachunki za elektryczność jakieś takie duże. Nie oglądam telewizji, przynajmniej do 14.00 żyję tym, co mi się przyśni, a sny fajne mam, oj fajne. Oszczędzam też gaz, bo gotuję szybko i z pomysłem.
Dziecię w przedszkolu, mąż w pracy, a ja sobie radzę!
Spać kładę się wcześnie – patrz jak wyżej.
Na zakupy chadzam i owszem, ale tylko z listą produktów i uwaga! NIGDY nie robię jej z  pustym żołądkiem, bo wtedy zwykle na liście ląduje: paczka chipsów, winogrona, frytki…
Listę robię zawsze wieczorem, gdy jeszcze mam chęci, żeby na drugi dzień coś ugotować, gdy robię „rano” (cudzysłów, bo to moje pojęcie poranka, patrz wyżej) gotowce mi na nią wpadają.
Zawsze, ale to zawsze z przygotowanego obiadu część zamrażam, mąż mi rachunków nie sprawdza, obiad w razie mocnego kryzysu jest i kasa na waciki zostaje.

Teraz sposób na to, jak zrobić obiad na trzy dni:

Propozycja I:
70 dkg szynki:
dzień pierwszy: dwa kotlety, ziemniaczki i ciut zamrożonego bigosu,
dzień drugi: gulasz z ryżem,
dzień trzeci: gulasz z plackami ziemniaczanymi.
Kotlety i gulasz robię w dzień pierwszy – dwa dni wolnego.

Propozycja II:
70 dkg łopatki mielonej:
sznycle, ziemniaki, kiszone od teściowej (takie dobre teściowej w tym roku wyszły – hop i już są)
dzień drugi: pulpety z ryżem,
dzień trzeci: pulpety z kaszą.
Sznycle i pulpety robię w dzień pierwszy - dwa dni wolnego.

Propozycja III:
Moje ulubione danie, czyli „Co zostało” - zapiekanka z niczego (co nie znaczy, że do niczego!)
Bierzemy wszystko to, co nie zostało zjedzone (ziemniaki lub makaron, kawałki mięsa, kiełbasy, pieczarki lub gotowane jaja). Wszystkie te specjały zalewamy śmietaną z dodatkiem startego, troszkę posolonego, żółtego sera i zapiekamy. I co? I mamy szybki obiad!

Niedzielny obiad gotuję w poniedziałek, wszak niedziela jest od odpoczywania, nie od gotowania. Niedziela ma też to do siebie, że w okolicznych gospodarstwach gotuje się dużo, dlatego dziecię wraz z mężem w porze obiadu wysyłam do ościennych.. ale, ale! Oczywiście nie w każdą niedzielę i nie do tych samych, żeby się nie zorientowali.
Mnie do najedzenia wystarczy błogie lenistwo i rozkoszowanie się ciszą w czasie na to zaoszczędzonym. I zostało trochę kasy na pachnącą książkę... Lecę na zakupy! Z listą…
Zainteresowałam was, pomogłam? A może macie swoje sposoby?
Następnym razem napiszę wam o tym,  jak sprzątać, żeby było.. posprzątane. Przynajmniej, żeby zrobić wrażenie porządku, bo liczy się efekt, prawda?


Teofila Podkul

zdjęcie: Silvia Sala / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic (CC BY-NC-ND 2.0)

0 komentarze:

Prześlij komentarz