poniedziałek, 22 września 2014

Farsa z osobistościami w tle


Sala sportowa przy szkole podstawowej. Turniej tańca towarzyskiego dla młodzieży, dzieciaki gromadzą się wokół parkietu, energia je rozpiera, zaraz się zacznie.


Tymczasem... Do mikrofonu podchodzi prowadząca, wita zebranych i zaczyna mówić. I mówi. I mówi. I mówi trzy kwadranse!

O czym tak rozlegle prawi? Przedstawia organizatorów. Przedstawia sponsorów. Przedstawia „znamienitych” zaproszonych gości: starostę, burmistrza, wójta, naczelnika, panią naczelnik, dyrektora, panią dyrektor, prezesa, panią prezes… Wyczytany wstaje, kłania się na prawo, na lewo i w tył – niech wszyscy zobaczą, kto zacz. Dwóch lub trzech zabiera głos, są gratulacje dla organizatorów, podziękowania dla sponsorów i wzmianka o zdolnej młodzieży. Prowadząca z radością oznajmia, że teraz oto nastąpi ważny moment: wręczenie drobnych upominków w ramach podziękowań staroście, burmistrzowi, wójtowi, naczelnikowi, pani naczelnik, dyrektorowi, pani dyrektor, prezesowi, pani prezes…

Ratunku! Gdzie ja jestem? Podobno to turniej tańca towarzyskiego! Dzieciaki zaczynają tracić energię, maluchy na widowni wiercą się i kręcą. Ci, którzy w trakcie jednej lekcji przyszli popatrzeć na tancerzy, zbierają się do wyjścia, bo za chwilę matematyka. Akurat prowadząca zapowiada występ pierwszej pary.

To jakaś farsa! Impreza z założenia dla młodzieży zmieniła się w pokazówkę lokalnych osobistości, wzajemne podbudowywanie sobie ego, poklepywanie po plecach. To nie jest odosobniony przypadek, to staje się normą. Przynajmniej w małych miastach. Wszelkie uroczystości, otwarcia, wystawy, inauguracje, konkursy, zawody – oficjele grają pierwszoplanowe role, a ci, którzy powinni być w tym momencie najważniejsi, są spychani na drugi plan.

W wyścigu o największą żenadę zdecydowanie prowadzi jednak przecinanie wstęgi. Stoi takich pięciu ważniaków w garniturkach, dumnych jak pawie, każdy z nożyczkami (organizator nie mógł się zdecydować, który z nich jest najważniejszy) i tną po kawałeczku. A dziennikarze z lokalnych mediów przepychają się przez tłum, aby nie przegapić tak istotnego momentu otwarcia wystawy ekologicznej, astro bazy czy innej atrakcji przeznaczonej dla mieszkańców (tych zwykłych szarych, którzy zaproszenia na imprezę nie otrzymali). I potem w gazecie czy portalu pojawia się pięć arcyciekawych ujęć z przecinania wstęgi, jedno z przemówienia burmistrza, dwa z wręczenia odznaczeń „zasłużonym”, gdzieś tam w tle, jakby mimochodem, mówi się o  istocie spotkania.

Uogólniam, wiem, ale czy ci ludzie nie mają poczucia, że to nie tak powinno być, że to nie o to chodzi? A może właśnie o to? Żeby pokazać się na jak największej liczbie imprez, powiedzieć kilka nic nieznaczących zdań, pozdrowić „poddanych”, odznaczyć kolejny raz za nie wiadomo co to samo grono osób?

Starosto, burmistrzu, wójcie, naczelniku, pani naczelnik, dyrektorze, pani dyrektor, prezesie, pani prezes – czy was to nie zawstydza, nie czujecie się zażenowani? Komunę znam ze zdjęć, ale takie CYRKI to chyba właśnie wtedy były na czasie.

Magdalena Golubska

0 komentarze:

Prześlij komentarz